AKTUALNOŚCI
W samo okienko (82) - Laboratorium31.10.2016r.
"Wrzucili raz źli ludzie do klatki wilka maleńką owieczkę. Drapieżnik pomyślał, że zanim zje zwierzątko, najpierw się z nim pobawi. Spojrzał wilk owieczce w oczy i zakochał się. Od tej pory już się nie rozstawali. Wypijmy, panowie, za miłość, która potrafi działać cuda!"

Więcej dowcipnych, tryskających życiową prawdą i bujną wyobraźnią gruzińskich toastów, znaleźć można w książce "Klątwa gruzińskiego tortu", autorstwa Macieja Jastrzębskiego - znanego z radio i telewizji dziennikarza, speca od wydarzeń na Wschodzie. Polecam ten reportaż, wciągający niczym jeden z kaukaskich szlaków na szczyt Elbrusa, a który dał mi barwny wstęp do wędrówki z innym obserwatorem - Jonathanem Wilsonem. Ten Brytyjczyk, który w dzieciństwie spędzał wakacje w krajach byłego bloku komunistycznego, zwłaszcza w krajach ex-Jugosławii, postanowił przedstawić zachodnioeuropejskiej gawiedzi specyfikę futbolu "zza żelaznej kurtyny", czyli - tutaj wskazówka dla młodszych czytelników - legend i zagadek piłki nożnej w państwach byłego sowieckiego teatru i cyrku, gdzie wiele marionetek było pociąganych za sznurki, "niedziele cudów" zdarzały się często w ostatniej fazie rozgrywek, a iluzjonistów i klaunów nie brakowało. A na stadiony przychodziły tłumy, w kasach był ścisk, biletów brak, sztuczek z piłkami i żonglerek z punktami nie brakowało...

Podróż Wilsona przez stolice Europy Centralnej i Wschodniej jest bogata w opowieści i odkurzanie piłkarskich legend, osób, które być może pamiętają tylko najstarsi górale. Co kraj, to inne obyczaje, ale po lekturze można uzbierać puzzle, które układają się w jeden obrazek. Co on przedstawia?

Czy to Polska, czy Węgry, czy Rumunia, w każdym państwie komunistycznym reżim miał swój preferowany klub, który nie mógł nie zdobyć mistrzostwa. Ówczesne władze państwowe robiły więc wszystko co możliwe, aby uprzykrzyć futbolowe życie klubom z ogromną tradycją, opierających się w pewien sposób "jedynie słusznym" władzom. Przykładami są choćby historie ukraińskich Karpat Lwów, bułgarskiego Lewskiego Sofia, czy krakowskiej Cracovii i stołecznej Polonii. Zamiast tego toczyła się rywalizacja między drużynami, przejętymi po II wojnie światowej i dowodzonymi przez wojskowych lub milicjantów. Gdzie jest dzisiaj np. Gwardia Warszawa, która sporo grała w najwyższej klasie rozgrywkowej?

Wśród pozostałych składowych trzeba wymienić: pełne trybuny wypchane kilkudziesięcioma tysiącami kibiców niczym autobus w godzinach powrotu z pracy, zakaz wyjazdu "na Zachód" przed ukończeniem 28 lat (!), głęboką zakorzenioną korupcję (vide "Piłkarski poker") oraz wygrane w konkursie "Złoty but" - dla najlepszego strzelca w ligach europejskich. Ustawione mecze - zwłaszcza brylowały tutaj rozgrywki w Bułgarii i Rumunii - pozwalały na zdobywanie licznych goli, co procentowało snajperski sukces na koniec sezonu. A jeśli chodzi o "procenty", to również na owej żelaznej kurtynie należałoby wywiesić żałosny baner "Nie ma futbolu bez alkoholu". Woda ognista zgubiła nie tylko wielkich sercem Indian, ale również nadal gubi w czeluściach butelkowej otchłani wielu utalentowanych zawodników. Bez wątpienia pozytywnym aspektem było dążenie do sukcesu i udowodnienie, że piłkarze z bloku wschodniego potrafią grać w piłkę nożną. Były czasy, gdy reprezentacje Jugosławii, Węgier, Czechosłowacji, Polski czy później Chorwacji budziły postrach na świecie, a w Europie kluby takie jak Ferencvaros Budapeszt, Dynamo Kijów, Steaua Bukareszt, Red Star Belgrad, czy Widzew Łódź potrafiły gromić zachodnich potentatów jak FC Barcelona, Olympique Marsylia, FC Liverpool i wprawić w osłupienie ich fanów.

Rozdział o Polsce jest dość płytki - w moim odczuciu. Lwią część pożera postać Jana Tomaszewskiego i mitycznego Wembley 1973, a wszystko rozpoczyna się wynikami sondażu z 2000r., którego werdykt brzmiał: mamy najgorsze drogi i reprezentację w piłce nożnej. Na szczęście upłynęło trochę wody w Odrze i obie te rzeczy uległy poprawie.

"Jeśli chcesz być dobrym trenerem, zapomnij jakim byłeś zawodnikiem" - powiedział kiedyś nieodżałowany Walerij Łobanowski - legenda ukraińskiego futbolu. Kiedy Amerykanie - podobno - w 1969 roku wylądowali na Księżycu, Łobanowski zapoczątkował swoiste piłkarskie laboratorium w klubie Dnipro Dniepropietrowsk. "Aby atakować, musisz odebrać piłkę przeciwnikowi. Kiedy jest to łatwiejsze do zrobienia? Za pomocą pięciu graczy, czy całej jedenastki? Najważniejszą rzeczą w futbolu jest to, co piłkarz robi na boisku, gdy NIE JEST w posiadaniu piłki. O wiele mniej istotne jest co robi, gdy ma futbolówkę. Kiedy twierdzimy, że mamy wyjątkowego gracza, to wynika to z 1% talentu i 99% cholernie ciężkiej pracy na treningach i w meczu". Nic dodać, nic ująć.

Wilson nie pozwala Ci się oderwać od książki opowiadając choćby historię pewnego Bośniaka. Hasan Salihamidżić, jako dziecko, nie wyróżniał się piłkarsko, ale to co kłuło w oko, to było pragnienie odniesienia sukcesu, dążenie do samodoskonalenia. Salihamidżić mieszkał w Jablonicy niedaleko Mostaru. Wybuch krwawej wojny na terenach byłej Jugosławii, kopalni piłkarskich diamentów, zastał Bośniaka na zgrupowaniu reprezentacji do lat 16. Otrzymał propozycję gry w serbskiej Red Star Belgrad, ale odmówił i wrócił do domu, pracował jako kelner i dziurawił siatki na boisku lokalnego klubu Turbina Jablonica. Udało mu się uciec do Niemiec, gdzie trafił do Hamburga, zakotwiczył w tamtejszym HSV. Potem były jego rajdy prawą flanką w Bayernie Monachium. W sumie rozegrał ponad 300 spotkań w Bundeslidze. "W tym samym momencie jak opuściłem Bośnię dla Niemiec, zrozumiałem, że życie jest nieustanną walką. Ludzie opowiadają o królach takich jak Zidane, Cantona, Ronaldo, ale nie ma władców w futbolu. Możesz być królem przez dzień, ale nazajutrz królem może być już ktoś inny. W każdym meczu, w każdym treningu, w każdej minucie każdego dnia, musisz dać z siebie wszystko tak, jakby to był finał Ligi Mistrzów" - rzekł bohater ucieczki z Jablonicy.

Wilson przybliża również postać Arkana, czyli Żeljko Raznatovica, bankowego rabusia, który z bankstera przeobraził się w gangstera, jego "krwawych" powiązań w czasie wojny na Bałkanach, wyciągnął z lamusa wielbionych niegdyś piłkarzy jak Georgi Asparuchow (wybrany najlepszym piłkarzem XX wieku w Bułgarii), Edward Streltsov (super snajper ówczesnego Związku Radzieckiego), Florin Piturca (ofiara rumuńskich prób z dopingiem). Trzymam kciuki, żeby ta lektura została niedługo przetłumaczona na język polski.

Jonathan Wilson "Behind The Curtain", Orionbooks 2006.

(© arek.lewenko@interia.pl)


::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::